04.11
Kalejdoskop barw zapachów dźwięków… obłęd, wydarzyło się tak wiele, czuje się oszołomiona mnogością doznań. Z trudem zbieram myśli aby napisać coś teraz, migawki niezwykłych dla mnie tu zupełnie naturalnych i codziennych widoków sprawiają że każda chwila jest nadzwyczaj esencjonalna. Lubię to.
Przeniesiona w zupełnie inny odległy świat, zatrzymał się czas? mam wątpliwości ,raczej tu czas płynie zupełnie inaczej ,w korycie zbudowanym z zupełnie innych priorytetów, powinności, potrzeb, oczekiwań…
Park narodowy o świcie , czyli safarii w półśnie, orzel sztuk trzy, jedenaście gazeli , ptaszki kolorowe-dużo ,kilka malpek ( a dokładnie langurów), parę pawi, jeden za to wielki pająk no i trawy w których lubią przechadzać się podobno tygrysy… i tyle o tygrysach- duzo trawy i ani jednego kota. Wczoraj zapewniano nas o zamieszkujących na tym obszarze 40 osobnikach ,dziś strażnik leśny będący naszym przewodnikiem poinformował nas już tylko o dwóch …coż..to tyle…bez zachwytów.
Nieoczekiwany powrót jeapem tak zwanymi skrótami -droga wiodącą przez wsie i wioski , osady – rekompensują brak tygrysów zapewniając nam moc wrażeń ,kurzu, zachwytów i oniemień. Obrazki zmieniją się jak w kalejdoskopie, kłebiacy się kurz, brud ,cudowne kolory ,egzotyka rodem z dokumentów podróżniczych i wszędzie leniwie przechadzające się święte krowy .
Tu zaczyna się prawdziwe fotograficzne safarii. Zajmujemy z Pawłem strategiczne miejscówki, przeładowujemy karty pamięci, reszta grupy czujnymi oczyma zwiadowców informuje nas o zbliżających się ciekawych ujęciach ,spust migawki pod palcem i strzelamy.
Nasz wjazd do każdej z wiosek budzi niesamowitą ekscytacje tubylców starających się pozyskać nasza uwagę, machając do nas, pozdrawiając nas , pozując chcąc zostać sfotografowanym-tak jakby było to jakimś przywilejem- oni wprost uwielbiają to. Ja tez.
Nagie małe dzieci biegając razem ze zwierzętami i załatwiające swoje potrzeby jak one przy drodze, na drodze dosłownie wszędzie …zaraz obok wracający ze szkoly chłopcy ubrani w granatowo białe mundurki, starsze kobiety piorące w pełnej odpadków i śmieci rzece, niewyobrażalnie przeładowane motoriksze, ludzie jadący w autobusach upchani jak klatkach, piętrzące się bagaże na dachach ciężarówek TATA…i znów pędzący obłędnie kierowcy, wyprzedający raz z prawej raz z lewej … na poboczu drogi schną krowie łajna uformowane w płaskie dyski- będące dla miejscowej ludności opałem.
Dzieci przepychające się jedno przez drugie stroją miny przed obiektywem, nie są jednak bezinteresowne zaraz pokazują że chcą cos do pisania daje im kilka długopisów –bierze najstarszy i najodważniejszy ,ucieka , z nim zawstydzona reszta …Chłopiec na rowerze pozuje nam jak aktor, jest wyraźnie podekscytowany sesją zdjęciową jaką mu robimy , jesteśmy atrakcja także dla niego. Jestem bardzo zaskoczona tym ze tubylcy poza miejscami typowo turystycznymi wydaja się być zainteresowani nami jako ciekawostka przyrodniczą, w wioskach oddalonych zaledwie o kilka kilometrów od sztampowych zabytków trafiamy na niamalże dziewiczo dzika cywilizacje Hindusow. Zdaja się żyć w zupełnie innym równoległym świecie, pełnym jaskrawych kolorów ,egzotycznych form, pośród stert śmieci, w pełnym słońcu przedzierającym się przez kurz i brud.
Sklecone z kilku desek, metalowych beczek, siatek ,foli, kartonów właściwie z czegokolwiek stragany z owocami, przyprawami. Niemal w każdej z wiosek rzuca się w oczy cos w rodzaju punktu wulkanizacyjnego ze składowiskiem starych opon ,tworzących swoiste piramidy. Średni zarobek w Indiach to ok. 360 USD rocznie, oficjalnie minimalna dniówka wynosi ok dolara , choć podobno zdążają się i niższe stawki- bieda panuje.
Samochód pędzi, a obrazki kobiet piorących nad sadzawką, dziewczynek czerpiących wodę ze studni, staruszek dźwigających olbrzymie kosze na głowach przeszywają mój umysł wprawiając go w osłupienie wyszywając wzór na kształt nieprawdopodobnego kolażu – mieszanki patosu tańców ludowych, wspaniałości świątyń Khajuraho dnia poprzedniego , bogactwa wzorów i kolorów biżuterii, tkanin, owoców z absolutna nędzą, smrodem i zezwierzęceniem człowieka .
Nasz kierowca odwozi nas na dworzec kolejowy oddalony 4godziny drogi od Khajuraho skąd pociagiem mamy udać się do Agry.
Dworzec w Jaise tu przyznaje po raz pierwszy mam najprawdziwszą gesią skórke na widok brudu i nędzy…ludzie leżą na peronach, małe dzieci biegaja bez opieki, szczury przemykają po torach, zaraz obok Hindus sprzedaje masalę ,pluskwy przebiegają w podskokach obok matki z niemowlęciem na ręku.
Paweł nalicza 19 dorodnych szczurów w czasie gdy czekamy na pociąg,ja obsesyjnie opędzam się od robactwa-spadajacego czasem niespodziewanie na glowe, Piotrek ma znow szpilkowate źrenice i powtarza już tylko w transie ”inny świat,inny swiat…”, wraz w Ewa i Basia obserwujemy się z czujnością jedna drugąw poszukiwaniu ewentualnych pluskw na sobie i tak upływa godzina do przyjazdu pociągu.
Nadjeżdża Amritsar Express najpierw wagony bez okien jedynie otwory poprzedzielane kratami do których uwieszeni jedni na drugich pasażerowie x klasy przepychają się do dostępu powietrza…nastepnie wagony typu sleeper bez A/C oraz wariant lepszy bez krat z A/C jednakże z czarnymi oknami -wagony za zagrodami poprzedzielanymi kotarkami jedna od drugiej, w każdej zagrodzie po dwie grzędy. Wsiadamy przeciskając się miedzy mężczyzną ze trzema worami na głowie mniej więcej wielkości i ciężaru worka na ziemniaki każdy -nie mogę wciąż pojąć jak oni to nosza? ,kobieta z torbą podrożną również na głowie i jednocześnie dzieckiem na ręku,uważnie stąpamy starając sie nie podeptać rodziny „piknikującej” właśnie na powiedziałabym cóż … stercie śmieci .Udaje nam się już prawie przedrzeć kiedy poraża nas woń toalety pościgowej i znów ekwilibrystyczna gimnastyka –wąskie przejście zajął pewien podróżny moszcząc sobie posłanie w korytarzyku między wagonami.
Docieramy, każdy zajmuje swoja grzędę, rozpakowuje z papieru pościel- znów w drodze-jutro Agra wschód słońca przed Taj Mahal pobudka 6.00
Z Amritsar Express
Magda