10.11.2009
Amritsar
Golden Temple – Złota świątynia, kompleks stanowiący niezwykłe, swoistego rodzaju niezależne miasto w mieście, a zarazem najświętsze sanktuarium Sikhów. Wynurza się na wyspie pośrodku Jeziora Nieśmiertelności . Przed wejściem musimy zdjąć buty i wejść do sadzawki obmywającej stopy- przyznaje że mam spore opory związane z tym rytuałem, ale udaje mi się przełamać i przemykam na palcach z gęsia skórką po kałuży wyobrażając sobie mieszkające tam indyjskie mikrozwierzątka -znowu ta obsesja. Obowiązkowe jest także nakrycie głowy chustą, do czego wykorzystuję mój nowy nabytek podobno jedwabny bordowy szal z Dharamshali. Już od samego wejścia kompleks świątynny wprowadza mnie w trans monotonną muzyką graną przez zespół na żywo – śpiewacy intonują wersety świętej księgi Sikhów przechowywanej właśnie w Golden Temple. W takt muzyki, rytmicznie, zgodnie z wskazówkami zegara wzdłuż Parikramy marmurowego nabrzeża otaczającego Armit Sarowar (staw nektaru) podążają rzesze Sikhów. Sikhowie wierzący w równość wszystkich ludzi niezależnie od wyznania czy kasty przyjmują tu serdecznie każdego przybysza. To niezwykłe miejsce dysponuje bezpłatnym miejscem do spania dla każdego pielgrzyma, oferując każdemu także posiłek przygotowywany w ogromnej charytatywnej kuchni. Każdy może spróbować pszeniczny chlebek(ćapati) ,coś w rodzaju słodkiej owsianki serwowanej na misce ze sprasowanych liści bananowca, czy dal(soczewicę).
Tuż po przejściu przez most Guru wiodący do Złotej Świątyni , przed głównym wejściem podawany jest również słynny prasad bardzo słodka papka z mielonych migdałów z odrobiną mleka również w miseczkach z liści bananowca.
Jestem zauroczona atmosferą tego miejsc które zdecydowanie oparło się komercjalizacji turystycznej tak powszechnej w innych świątyniach. Nikt nie czyha tu na opłaty,wymuszane datki i jałmużny na każdym kroku. Co więcej wraz z Basią ( dla której Amritsar był zdecydowanym priorytetem tej podróży) uwiedzione klimatem tego miejsca postanawiamy odłączyć się od reszty grupy i spędzić tu nieco więcej czasu. Nie długo jednak samotnie zwiedzamy to miejce , chwile po wyjściu z głownego kompleksu świątynnego spotykamy Shikha który w ramach wolontariatu pełni role przewodnika i proponuje nam oprowadzenie po mieście pokazując ,ciekawe zakamarki niedostępne zupełnie dla turystów, jak olbrzymią kuchnie z masowym wypiekaniem podpłomyków(ćapati). i ogromnym kotłem. Mamy okazje podziwiać całe miasto z góry wspinając się na wysoką wieże światyni znajdującej się nieopodal jednak otwartej tylko dla w wtajemniczonych w określonych godzinach.
Nasz przewodnik przyjechał do Amritsaru z Dehli i odbywa tu uświęcający ,pełniący w pewnym sensie rodzaj pokuty wolontariat służąc innym. Nie jest to tu nic niezwykłego Sikhowie odbywają tu rodzaj charytatywnej służby pracując w kuchni, w szatni, pomagając innym…często można zobaczyć już małe dzieci wdrażane przez swoich rodziców wolontariat . Jaismin z charakterystyczną zaczesaną i podwiniętą pod turban długą brodą opowiada nam z wielką dumą o swojej wierze ,kulturze, historii jednocześnie nie narzucając się i nie próbując udowodnić wyższości ponad innymi religiami, podkreśla raczej fakt że Złota Świątynia jest jedynym w swoim rodzaju miejscem na świecie gdzie bez względu na wyznanie zostajesz ugoszczony i przyjęty jak wyznawca ich wiary. Dowiadujmy się również że długie włosy i broda których Sikhowie nigdy nie ścinają symbolizują siłę, a ścięcie włosów oznaczałoby utratę mocy.
Nasz przewodnik poświęca nam cały dzień oprowadzając również po uliczkach starego miasta, zamawia dla nas riksze za którą uparcie nie pozwala nam zapłacić, Basia jest zachwycona, ja czujnym okiem spoglądam na wszystko z dużym sceptyzmem i niedowierzaniem w bezinteresowność naszego zaprzyjaźnionego Sikha, choć muszę przyznać że od samego początku sprawia wrażenie prawdziwego dżentelmena, okazując wielką klasę i erudycje … Zaczyna się ściemniać, całe miasto ożywa milionem kolorów. Jaismin pokazuje nam jeszcze świątynie hinduską gdzie pierwszy raz jesteśmy świadkami obrzędu otwarcia bóstw wmieszane w tłum Hindusów odprawiających wieczorne modły. Potem odwozi nas rikszą do hostelu nie oczekując niczego w zamian-przyznaje że oprowadzenie nas po mieście było dla niego prawdziwą przyjemnością- niezwykły człowiek, niezwykłe miejsce.
Przepełnione głębokim spokojem i jednocześnie tętniące fascynującym zupełnie nieskomercjalizowanym życiem- dosłownie i prawdziwie wcielającym ideę służby drugiemu człowiekowi tak pięknie i pompatycznie jedynie głoszoną przez inne religie- tu Sikhowie uczą swoje dzieci od małego więcej czynić niż o tym mówić.
Jestem pod wrażeniem .
Z Armitsaru
Magda