Jest 9.00, 3.11, jesteśmy po 14h podróży pociągiem. Jedziemy z kierowca do Khajuaho. Tu należy wspomnieć parę słów o samym podróżowaniu. Autostrady, autostrady i jeszcze raz autostrady, z jedna mała różnica. Na 3 pasach w jedna stronę potrafi się zmieścić do 8 różnych środków transportu, także porównanie do amerykańskich ogromnych autostrad jest bardzo wskazane 🙂 odległości pomiędzy samochodami często są szerokości zapałki…
Teraz jesteśmy na tradycyjnej drodze, czyli po jednym pasie w każda stronę, szerokość pasów jak na polskich wsiach + mnóstwo rowerzystów i pieszych, chodników brak, chyba, ze za chodnik rozumiemy 1m pas przy drodze o strukturze gorzystej 🙂

Ostatnio zabawiłem się w poszukiwanie jednego chociaż cara z lakierem w stanie idealnym, zapewne domyślacie się jakie były efekty mojego śledztwa… Znalazłem kilka, które były poobcierane tylko z 2 stron 🙂

Egzotyka tego miejsca mnie zachwyca 🙂

Właśnie mieliśmy hamowanie do zera, bo koza wtargnęła na jezdnię i swoim zacnym tyłeczkiem zatarasowała przejazd 🙂
…jest pięknie…:)

Wish U were here 🙂

P.

podróż

Jest 18.17 czasu lokalnego, leżę sobie na górnej kuszetce w pociągu, który swoją długością przypomina ul. Zachodnia w Mińsku 🙂 jestem po procesie opakowania i przypięcia plecaka do mocowania łoża, czuję, ze poczucie bezpieczeństwa znacznie wzrosło ;). Delhi opuściliśmy o 16.10, a do finalnego portu dotrzemy na 6 rano, teraz już wiem, ze można 🙂
Jedziemy w 2-giej klasie, która można porównać do hotelu górniczo-hutniczego o naciągniętej jednej gwiazdce, bo Pani Jadzia bardzo prosiła 🙂

Zjedliśmy dzisiaj na obiad placek wegetariański, zaprawiamy ziemniakami z sosem ziemniaczanym o dumnej nazwie masaladosa. Profilaktycznie każdy kęs, z naciskiem na każdy popijaliśmy 20letnim whisky, do momentu, aż podsiadła się do Nas Polka, która była w 9 miesięcznej podróży po Indiach, twierdząc, iż nasze wykroczenie może być karane nawet wtrąceniem do mamra 🙂 błyskawicznie, stosując się do jej cennych rad opróżniliśmy do końca butelkę, kończąc tym samym przygodę z alkoholem w miejscach publicznych :). Za jedna porcje, przeliczając na zł zapłaciliśmy 2,6. Czuję się bogaty 🙂

Indie zachwycają swoim specyficznym smrodem, który jednak szybko staje się Twoim przyjacielem, może trochę na siłę, ale tutaj im więcej „przyjaciół” tym  lepiej 🙂
Ludzie bardzo przyjaźni, nawet kobieta z dzieckiem, która próbowała wyżebrać „co łaska”, pomimo braku wsparcie, w momencie kiedy zobaczyła obiektyw aparatu przed swymi ogromnym oczkami, obdarzyła Nas tak pięknym, hollywoodzkim uśmiechem, pewno myśląc, ze zasili jedno z czołowych pism na świecie, ze zostaliśmy utwierdzeni w swoich dobrze podjętych krokach. Daliśmy jej nadzieję…

Zawsze myślałem, że ludziom należy dać wędkę, aby sami mogli łowić, jednak obserwując dzisiejszą rzeczywistość zacząłem się zastanawiać, czy nie należy dać im ryby, aby mieli siłę łowić…

Dochód roczny na mieszkańca Indii to $370, minimalne dzienne wynagrodzenie to 45rupli, czyli ok. 2,8zl., w Polsce za tak ogromne pieniądze mamy prawie 1l coca-coli, a doszły mnie słuchy, ze bardzo często to wynagrodzenie jest mniejsze…
życie…

Gorące niczym zaduch w pociągu pozdrowienia
Paweł 🙂

Pierwsze zmysłowe doznania

2.11.2009

Dehli w pigułce.

Odór spalonego tłuszczu , kurzu, egzotycznych przypraw, z których moje nozdrza rozpoznają jedynie  woń curry, zmieszane z zapachem moczu, kwiatów, kadzidełek, owoców oraz   wielu innych ekstrementów tworzą ,przyznam dość specyficzna mieszankę . Dorzućcie jeszcze upal,  kłębiący się kurz którego drobinki  możecie  zobaczyć bez większego wysiłku pod słońce , no i pachnące krowy które swobodnie i bez krępacji przechadzają się w zasadzie wszędzie  bo  są świete  – to właśnie zapach Indii, jaki zapamiętuje jako pierwszy …nie było jednak aż tak źle, ponieważ przygotowałam się na cos o wiele gorszego. Wprawdzie niektórzy turyści chodzą tu w chustach naciągniętych na nos, my pierwsza próbę  przechodzimy jednak wszyscy bez traumy i bez maseczek , tylko Piotrek powtarza w jak transie z prawie szpilkowatymi źrenicami „ inny świat…inny świat”.

Przy głównej ulicy w New Dehli miesci się biuro Shafiego –z którym mailowo uzgodniliśmy trasę i cenę naszej podroży na kolejne 5 dni, Shafi –wita nas śnieżnobiałym uśmiechem , bollywoodzkiej gwiazdy ,zapewnia o swojej profesjonalności ,  pokazując liczne  rekomendacje od  turystów z Polski, twierdzi ze przede wszystkim zależy mu na naszej przyjaźni- co nas absolutnie niedziwni za nasze Euro spodziewamy się zawrzec tu wiele przyjazni… Shafi w  15 min zalatwia nam hotele w Armistrarze i Daramshali poczym z zadowoleniem wachluje sobie plikiem  już nie naszych eurowych banknotów …i tak  zyskujemy pierwszego indyjskiego przyjaciela.

Jakoże zbliża się pora obiadu  Shafi poleca nam również miejsce gdzie możemy dobrze zjeść- bar tuż obok gdzie wychudzony Hindus   przeciera właśnie stół szmata od podłogi –  tak  trafiamy do pierwszej wykwintnej restauracji indyjskiej.

Nasz pierwszy indyjski posiłek i… już budzimy zgorszenie tubylców, choć okazali się  dużą dyskrecja, kto wie może strachem nie zwracajac  nam uwagi za nasz eksces…

Dziś w menu: Masala Dosa placek ryżowy z masa ziemniaczaną, groszkiem, curry i czymś bardzo bardzo ostrym, obawiam się  ze wręcz wypalającym moje kubeczki smakowe …ogień w paszczy…

Wszyscy przejęci skrupulatnie i wielokrotnie odkażamy spirytusem dłonie, chwile później pada propozycja przeprowadzenia dezynfekcji układu pokarmowego przyjęta z entuzjazmem  przez wszystkich. Grants dociera własnie do mnie, ochoczo przysuwam  gwint do ust gdy zniesmaczona turystka z pieknym brytyjskim akcentem pyta mnie skąd jesteśmy- zawstydzona czujac jej wzrok pełen  wyrzutów  już  zamierzam odpowiedzieć że oczywiście z Czech, dbając o dobre imię naszych sąsiadów…gdy Pawel ubiega mnie rozsławiając nasza polska niechlubna przypadłość …wtedy to naszczeście  Brytyjka odpowiada z piękny tym razem Polskim akcentem oraz z niekłamanym  zawodem w glosie „wiedziałam…” i dodaje oczywiście już tez po Polsku abyśmy natychmiast schowali ten alkohol, za chwile dowiadujemy się ze nasza profilaktyka antypasożytniacza jest postrzegana przez Hindusów jako niewyobrażalny skandal, a już samo posiadanie alkoholu w niektórych miejscach np. świętych miastach może zaprowadzić nas zamiast do kolejnego zabytku wprost przed bramę więzienną. Dostajemy tez kilka cennych wskazówek od doświadczonej podróżnicznki -buddystki  min. jak w inny sposób oswajać tubylcza florę bakteryjna- i jeśli leczyć to tylko miejscowymi medykamentami.

Jeszcze tylko szybki rzut oka na India Gate i ruszamy w dalszą drogę do Khajuraho.

Musze przyznać że wbrew pozorom i wszech panującemu zgielkowi czuje się tu nawet bezpiecznie. Dręczą mnie jedynie obsesyjne myśli o atakujących mnie drobnoustrojach, wizja biegunki które dopada w niespodziewanym momencie, dręczące wymioty które skazują na towarzyska banicje, czyhające gdzieś za rogiem przywry wwiercające się z pasja w moja skore a potem ich barbarzyńską wędrówka i plądrowanie mojej wątroby ,mózgu…ah czasami-a właściwie zdecydowanie bezpieczniej jest wiedzieć mniej.

W pociągu dokonujemy  pieczołowitej dezynfekcji całego organizmu – ukryci za kotarka oddzielającą nasz wielopiętrowy przedział – kurnik  od reszty pociągu , pospinani przezornie metalowymi linkami i kłodkami, rozważamy jakość naszej karmy oraz etapy poszukiwań własnej  dharmy  w obsesyjnej ucieczce przed mikroflora Indii.  Zasypiam zastanawiając się kto z nas jako pierwszy stanie się niewolnikiem  brutalnej konkwisty indyjskich  bakterii.

Jutro tantryczny świat erotyki-czyli Khajuraho jak kto woli świątynie  Kamasutry…zapewne jeszcze bardziej zmysłowe…

Z górnej grzędy pociągu  do Kahajuraho

Magda

Mroki Północy- lecimy…w stronę słońca

I tak jestem prawie w Indiach- w podroż moich marzeń – choć nastawiam się zgodnie z zasada „miłego rozczarowania” na najgorsze. Uprzedzona przez znajomych podróżników  opowieściami czego się  wystrzegać, nie dotykać, co zabrać, czego nie-po raz pierwszy raz w zyciu kompresuje swój bagaz na 3 tygodnie do 3 T-shirtow i 3par spodni oraz  zapasu płynu  do prania.

Helsinki- północny kraniec poznawczy mojej mapy Europy.

W chłodnych mrokach  popołudnia północy  lądujemy w Finlandii , już na płycie lotniska mroźna pogoda definitywnie utwierdzam mnie w przekonaniu ze kraje Skandynawskie  nie zdobędą czołowych  miejsc mojego osobistego rankingu na  „miejsce idealne do życia”

Pierwsze wrażenie  poprzeczne zmarszczki na czołach Finów ,obniżone kąciki ust, zaciśnięte wargi ostatecznie nie przekonują mnie jakoby byli najszczęśliwszym narodem Europie.

Szybki wniosek w tym kraju zapewne dobrze maja sie psychiatrzy, a przynajmniej na brak pracy nie narzekają… już naprawdę nie mogę doczekać się Indyjskiego słońca….

 

Z lotniska w Helsinkach

pozdrawia Magda

Indie, na początek

Wylot już 1 listopada. Lecimy przez Helsinki, w New Dehli będziemy o 6:20 czasu lokalnego (różnica czasu między Polską a Indiami to +4,5 godziny). Na lotnisku ma na nas czekać ktoś z tamtejszego biura podróży, które organizuje nam pierwsze 5 dni. Oto mapka, gdzie można nas znaleźć w ciągu najbliższych 3 tygodni: