5.11.2009
Obskurny hotelik o2 w nocy ,hotelowy boy wprowadza nas do pokoiku, drewniane drzwi bez klamki jedynie stalowa zasuwka, dwa wyrośnięte karaluchy przebiegają w popłochu przez próg. Stoimy wryte kiedy Hindus brudnymi dłońmi pospiesznie ścieli łóżko po poprzednich turystach nie zmieniając pościeli-jak dobrze mieć swoją wkładkę do śpiwora, za chwile okazuje się że prysznic nie działa, nie mamy siły narzekac -jutro pobudka o 6 rano, tost o smaku gumy przesmarowany galareta symulującą dżem.
Agra siedziba Mogolow wXVI iXVII w słynąca z jednaj z najbardziej charakterystycznych budowli na świecie –biała kopulasta bryła otoczona czteroma minaretami wzniesiona przez cesarza Śahadźahana ku czci ukochanej zony . Śnieżnobiały palac zachwyca tlumy turystow przepychających się w kolejce do obowiązkowego zdjęcia przy sadzawce lotosu, pozowanie na ławeczce ,niemieckie turystki chwytają pałac miedzy dwa palce…budzi to moja uogólnioną apatie …powoli popadam w letarg z trudem odnajdując świerze spojrzenie pośród pocztówkowych ujęć…
Komnata grobowa miejsce pochowku cesarza i jego żony, przed wejściem obowiązkowe zdjęcie butów ,jak we wszystkich świątyniach –wytrzymujemy z Ewa niecałą minute i uciekamy ile sil na zewnatrz odużone wonia tysiąca stóp turystow. Okazuje się to być trafionym pomysłem, spotykamy mnóstwo ciekawych hinduskich twarzy, które ochoczo fotografują się z nami całymi rodzinami.
Przyznaję barwne inkrustacje, ornamenty kwiatowe, ażurowe prześwity ,robią wrażenie jednakże tłumy turystów dla mnie osobiście skutecznie odbieraj urok temu miejscu. Opisywany jako „sen poemat, cud…” podnoszę brwi, pytająco rozglądam się próbując uchwycić poematyczna atmosferę, niestety znowu grupa emerytów zasłoniła mi widok, a otyła Angielka gramoli się na moja pusta ławkę która właśnie to z ulga dopadłam …
Z Agry udajemy się do Fatehpur Sikri –mogolskiej stolicy. Monumentalne mury otaczają miasto trzech kultur muzumanskiej, hinduskiej i chrześcijańskiej. Nie zdarzamy dobrze wysiąść z z samochodu w ciągu kilku chwil znajduje nas młody chętny do oprowadzenia po mięście Hindus,a razem z nim rikszarz ….cena wydaje się być przystępna i już za chwile mkniemy między straganami, zatłoczoną uliczka , pełną zgiełku, folkloru, egzotyki –która bez znudzenia zachwyca nas w każdej chwili.
Na miejscu pierwsze próby naciągactwa nasz przewodnik (niespełna 16 letni chłopak , niemniej pracujący już od 8 lat!!) prowadzi nas do sprzedawcy kwiatów ,kawałków materiałów, i nitek które rzekomo powinniśmy zakupić oczywiście za niebagatelna cenę i złożyć w ofierze… negocjujemy rozsądną cenę 4krotnie niższą od wyjściowej i składamy się na kawałek sukna.
Chwile potem przywiązujemy już w świątyni prośby -bawełniane czerwone nitki- do ażurowej ścianki, zgodnie z tradycją składamy zakupione wcześniej sukno na ołtarzu ofiarnym i dostajemy czymś w rodzaju szczoty po grzbiecie przy wyjściu na znak błogosławieństwa. Przechodzimy na dziedziniec gdzie znów dajemy się naciągnąć przez miejscowych sprzedawców marmurowych bzdetów i wracamy motoriksza na parking…
Wieczorem jedziemy do Jajpuru gdzie zostajemy powitani kwiatowymi naszyjnikami przez Baba, przemiłego właściciela całkiem schludnego , zadbanego hoteliku. Nareszcie czysty prysznic!
Z hotelu u Baba Haveli
Magda