2.11.2009
Dehli w pigułce.
Odór spalonego tłuszczu , kurzu, egzotycznych przypraw, z których moje nozdrza rozpoznają jedynie woń curry, zmieszane z zapachem moczu, kwiatów, kadzidełek, owoców oraz wielu innych ekstrementów tworzą ,przyznam dość specyficzna mieszankę . Dorzućcie jeszcze upal, kłębiący się kurz którego drobinki możecie zobaczyć bez większego wysiłku pod słońce , no i pachnące krowy które swobodnie i bez krępacji przechadzają się w zasadzie wszędzie bo są świete – to właśnie zapach Indii, jaki zapamiętuje jako pierwszy …nie było jednak aż tak źle, ponieważ przygotowałam się na cos o wiele gorszego. Wprawdzie niektórzy turyści chodzą tu w chustach naciągniętych na nos, my pierwsza próbę przechodzimy jednak wszyscy bez traumy i bez maseczek , tylko Piotrek powtarza w jak transie z prawie szpilkowatymi źrenicami „ inny świat…inny świat”.
Przy głównej ulicy w New Dehli miesci się biuro Shafiego –z którym mailowo uzgodniliśmy trasę i cenę naszej podroży na kolejne 5 dni, Shafi –wita nas śnieżnobiałym uśmiechem , bollywoodzkiej gwiazdy ,zapewnia o swojej profesjonalności , pokazując liczne rekomendacje od turystów z Polski, twierdzi ze przede wszystkim zależy mu na naszej przyjaźni- co nas absolutnie niedziwni za nasze Euro spodziewamy się zawrzec tu wiele przyjazni… Shafi w 15 min zalatwia nam hotele w Armistrarze i Daramshali poczym z zadowoleniem wachluje sobie plikiem już nie naszych eurowych banknotów …i tak zyskujemy pierwszego indyjskiego przyjaciela.
Jakoże zbliża się pora obiadu Shafi poleca nam również miejsce gdzie możemy dobrze zjeść- bar tuż obok gdzie wychudzony Hindus przeciera właśnie stół szmata od podłogi – tak trafiamy do pierwszej wykwintnej restauracji indyjskiej.
Nasz pierwszy indyjski posiłek i… już budzimy zgorszenie tubylców, choć okazali się dużą dyskrecja, kto wie może strachem nie zwracajac nam uwagi za nasz eksces…
Dziś w menu: Masala Dosa placek ryżowy z masa ziemniaczaną, groszkiem, curry i czymś bardzo bardzo ostrym, obawiam się ze wręcz wypalającym moje kubeczki smakowe …ogień w paszczy…
Wszyscy przejęci skrupulatnie i wielokrotnie odkażamy spirytusem dłonie, chwile później pada propozycja przeprowadzenia dezynfekcji układu pokarmowego przyjęta z entuzjazmem przez wszystkich. Grants dociera własnie do mnie, ochoczo przysuwam gwint do ust gdy zniesmaczona turystka z pieknym brytyjskim akcentem pyta mnie skąd jesteśmy- zawstydzona czujac jej wzrok pełen wyrzutów już zamierzam odpowiedzieć że oczywiście z Czech, dbając o dobre imię naszych sąsiadów…gdy Pawel ubiega mnie rozsławiając nasza polska niechlubna przypadłość …wtedy to naszczeście Brytyjka odpowiada z piękny tym razem Polskim akcentem oraz z niekłamanym zawodem w glosie „wiedziałam…” i dodaje oczywiście już tez po Polsku abyśmy natychmiast schowali ten alkohol, za chwile dowiadujemy się ze nasza profilaktyka antypasożytniacza jest postrzegana przez Hindusów jako niewyobrażalny skandal, a już samo posiadanie alkoholu w niektórych miejscach np. świętych miastach może zaprowadzić nas zamiast do kolejnego zabytku wprost przed bramę więzienną. Dostajemy tez kilka cennych wskazówek od doświadczonej podróżnicznki -buddystki min. jak w inny sposób oswajać tubylcza florę bakteryjna- i jeśli leczyć to tylko miejscowymi medykamentami.
Jeszcze tylko szybki rzut oka na India Gate i ruszamy w dalszą drogę do Khajuraho.
Musze przyznać że wbrew pozorom i wszech panującemu zgielkowi czuje się tu nawet bezpiecznie. Dręczą mnie jedynie obsesyjne myśli o atakujących mnie drobnoustrojach, wizja biegunki które dopada w niespodziewanym momencie, dręczące wymioty które skazują na towarzyska banicje, czyhające gdzieś za rogiem przywry wwiercające się z pasja w moja skore a potem ich barbarzyńską wędrówka i plądrowanie mojej wątroby ,mózgu…ah czasami-a właściwie zdecydowanie bezpieczniej jest wiedzieć mniej.
W pociągu dokonujemy pieczołowitej dezynfekcji całego organizmu – ukryci za kotarka oddzielającą nasz wielopiętrowy przedział – kurnik od reszty pociągu , pospinani przezornie metalowymi linkami i kłodkami, rozważamy jakość naszej karmy oraz etapy poszukiwań własnej dharmy w obsesyjnej ucieczce przed mikroflora Indii. Zasypiam zastanawiając się kto z nas jako pierwszy stanie się niewolnikiem brutalnej konkwisty indyjskich bakterii.
Jutro tantryczny świat erotyki-czyli Khajuraho jak kto woli świątynie Kamasutry…zapewne jeszcze bardziej zmysłowe…
Z górnej grzędy pociągu do Kahajuraho
Magda
O qrcze jestem pod wrazeniem ! Procz mega ciekawych zdjec dodatkowo profesjonalna opowiesc prawdziwego globtrotera. Tak ciekawej relacji i pisanej tak barwnym jezykiem nie powstydzilby sie zaden pisarz ksiazek podrozniczych. Magda chyle czolo przed Twoim talentem i czekam na kolejne ciekawe wpisy 🙂